
Dr hab. Maciej Smuk w rozmowie o uczelni i naukach humanistycznych: dyrektor Instytutu Romanistyki UW
Co sprawia, że dany kierunek studiów jest tak chętnie wybierany przez absolwentów liceów? Czy to przyciągające miejsce, ciekawy program czy też obiecujące perspektywy zatrudnienia? A może nasze decyzje są bardziej skomplikowane, a podjęcie wyboru to próba połączenia rozsądku, serca i pasji z praktycznymi wymaganiami życia?
Wszystkie te pytania prowadzą nas do jednej, kluczowej odpowiedzi – to ludzie, którzy tworzą i kształtują dany kierunek. To właśnie kadra profesorów i wykładowców wprowadza nas w fascynujący świat nauki, inspirują nas do uczestnictwa w różnorodnych eventach i konferencjach oraz przygotowuje nas do wyzwań zawodowych, które nas czekają.
Dlatego dzisiaj chcielibyśmy przedstawić Wam wyjątkowy wywiad z Dr. hab. Maciejem Smukiem, który pełni funkcję Dyrektora Instytutu Romanistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Rozmowa ta pozwoli nam spojrzeć głębiej na tę wyjątkową uczelnię oraz świat nauk humanistycznych, które stanowią nieodłączną część naszej kultury i dziedzictwa.
Redakcja: Pełni Pan funkcję Dyrektora jednego z najlepszych Instytutów Romanistyki w Polsce. Jakie wyzwania dydaktyczne, naukowe czy logistyczne napotkał Pan na swojej drodze i jak się z nimi zmierzył?
Dr hab. Maciej Smuk: Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że wolę myśleć o sobie jako o osobie współtworzącej Instytut Romanistyki UW. Zarządzanie warszawską romanistyką spoczywa nie tylko na mnie, ale również na moich fantastycznych zastępcach, dr Małgorzacie Sokołowicz i dr Dariuszu Krawczyku, jak również na Kierownikach trzech Zakładów: prof. Małgorzacie Izert, prof. Monice Kuleszy i dr Radosławie Kucharczyku. Natomiast nie bez powodu mówię o współtworzeniu. Jesteśmy jednostką, w której większość decyzji – zwłaszcza te kluczowe, dotyczące filozofii kształcenia czy programów studiów – są podejmowane wspólnie, często na skutek bardzo długich dyskusji, głosowań. Przechodzimy wspólnie przez fazy kryzysu i fazy reintegracji (śmiech). W tym procesie zawsze biorą udział studenci.
Odniosę się teraz do trzech części Pani pytania, zatem do wyzwań dydaktycznych, naukowych i logistycznych.
Jeśli mowa o wyzwaniach dydaktycznych, najtrudniejsze jest stworzenie oferty programowej „atrakcyjnej” dla studentów, a zarazem czuwanie nad tym, aby była ona spójna, dobra merytorycznie i uczciwa. Nasze doświadczenia pokazują zresztą, że atrakcyjność jest pojęciem bardzo pojemnym i wieloznacznym, jak również podlegającym bardzo szybkim zmianom. Mogę jednak zapewnić, że nasza oferta dydaktyczna jest na bieżąco modyfikowana, udoskonalana. Aż kilkadziesiąt procent zajęć to zajęcia do wyboru, zatem można powiedzieć, nieco przewrotnie, że student warszawskiej romanistyki skończy taką romanistyką, jaką chce skończyć.
Z wyzwaniami naukowymi radzimy sobie dobrze – jesteśmy prężni, interdyscyplinarni i nowocześni. Łączymy dobre tradycje ze współczesnymi wyzwaniami, czego odzwierciedleniem są tematy naszych badań, a więc i zajęć. Do największych wyzwań naukowych należy obecnie – i to niezależnie od dyscypliny studiów – sprostanie rosnącym, często absurdalnym lub co najmniej dyskusyjnym liczbowym wymaganiom publikacyjnym czy konferencyjnym. Nie wierzę w to, że ilość może iść w parze z jakością na dłuższą metę. Mam jednak przekonanie, że rozwój – chyba w każdej dziedzinie życia – jest nielinearny. Jeśli w jakimś czasie liczy się głównie ilość, to za jakiś czas zacznie liczyć się jakość. Jeśli w jakimś okresie najważniejsze się osiągnięcia obiektywne i namacalne, to za jakiś czas liczyć się będzie najbardziej to, co między wierszami, w relacjach ludzkich. Jeśli prym wiodą nauki ścisłe i tzw. obiektywne, to za jakiś czas odczujemy potrzebę głębokiego rozumienia człowieka.
Wyzwania logistyczne… Tu mam ambiwalentne odczucia. Nowe inwestycje (np. lokalowe) pochłaniają ogromne środki, ale pracujemy w jednym z najnowocześniejszych budynków w Warszawie. Staliśmy się integralną częścią Powiśla. Spacery po nadwiślańskich bulwarach w przerwie między zajęciami to specjalność naszych studentów!
Chciałbym również odnieść się do początku Pani wypowiedzi. Użyła Pani sformułowania „najlepsza romanistyka”. Bardzo dziękuję, w imieniu swoich Koleżanek i Kolegów, za ten komplement. Jestem jednak przekonany – i mówię to bez zbędnej kokieterii, – że każda polska romanistyka jest najlepsza… w jakiejś dziedzinie. Współpracujemy z innymi polskimi ośrodkami, znamy swój wzajemny potencjał, przyjaźnimy się, zapraszamy Koleżanki i Kolegów do prowadzenia zajęć. W grudniu ub.r. w Warszawie odbyło się spotkanie dyrektorów wszystkich polskich romanistyk. Myślę, że – jak w demokracji – siła tkwi w różnorodności i najmocniejszych stronach każdej romanistyki. Nie akceptujemy słowa „rywalizacja”.
Co według Pana przyczynia się do popularności kierunków romańskich w Polsce?
Trudne pytanie… To, moim zdaniem, wzajemne przenikanie się czynników obiektywnych i subiektywnych, faktów i odczuć, aspektów ekonomicznych, społecznych i – proszę pozwolić użyć mi tego słowa – pewnej aury wyjątkowości i ekskluzywności, jaką ma sam język francuski, jaką mają francuska literatura, filozofia, sztuka… Francja jest nadal trzecim inwestorem w Polsce, co daje naszym absolwentom dobre perspektywy na rynku pracy. Nie tylko ważna jest tu znajomość języka, ale również rozumienie kulturowych różnic, co ułatwia integrację międzykulturową. Więcej studentów jest również zainteresowanych innymi obszarami francuskojęzycznymi – proszę pamiętać, że Belgia, Szwajcaria, Luksemburg, Kanada, Karaiby Francuskie, kraje afrykańskie, rajska Polinezja to również obszar zainteresowania romanistów. Poza tym sam język francuski staje się w Polsce niszowy. A nisza jest zawsze w cenie. Może Panią zaskoczę – cieszę się, że działamy w niszy.
Mówiąc o popularności kierunków romańskich, humanistycznych, twierdzę również, że pozwalają one rozwijać kompetencje i postawy uniwersalne, przydatne w życiu w ogóle: intelektualną elastyczność, otwartość na drugiego człowieka, otwartość na różnice kulturowe, pokonywanie etnocentryzmu, który zakłada – niesłusznie, – że własna kultura jest szczególnie wartościowa czy wręcz wybrana… Uczenie tak rozumianej otwartości to ważna misja kierunków filologicznych.
Jakie cechy uczelni Uniwersytetu Warszawskiego wyróżniają ją spośród innych? Co szczególnego i wyjątkowego zyskują studenci, decydując się na studiowanie na tej uczelni?
Wymienię w punktach te główne aspekty.
Oferujemy rekordową liczbę zajęć z praktycznego języka francuskiego – nawet ponad 1000 godzin na studiach licencjackich!
Rozpiętość tematyczna naszych zajęć jest niezwykle szeroka.
Uczymy interdyscyplinarnie. Nasze zajęcia mocno nawiązują do nauk społecznych, psychologii, filozofii, nawet informatyki itd.
Nowe programy studiów, obowiązujące od zeszłego roku, uwzględniają w większym stopniu zainteresowania i potrzeby studentów. Zrezygnowaliśmy z zasady „wszystko dla wszystkich”.
Zatrudniamy wybitnych specjalistów od każdej epoki literackiej – od średniowiecza po współczesność. Student zainteresowany daną epoką może realizować zajęcia wyłącznie jej poświęcone.
Nasze zajęcia językoznawcze nawiązują do najnowszych trendów i osiągnięć, np. w zakresie socjolingwistyki, translatoryki, argumentacji, lingwistyki komputerowej…
Oferujemy nowoczesne i refleksyjne kształcenie nauczycieli języków obcych.
W większym stopniu będziemy się otwierać na świat francuskojęzyczny, np. kraje arabskie.
Wartość dodana naszej romanistyki – mamy serdeczny i zgrany zespół w sekretariacie oraz bardzo wyrozumiałego dyrektora ds. studenckich (śmiech).
Na koniec rzecz równie istotna – lubimy się w zespole, znamy naszych studentów, znamy ich imiona, słowem, czerpiemy z tego, że nie jesteśmy kierunkiem-molochem (obecnie mamy około 400 studentów). Ta swoista intymność sprzyja nam.
Jako młody profesor z imponującym dorobkiem naukowym, chcielibyśmy poznać bliżej dziedzinę i tematykę Pańskich prac badawczych. Czy mógłby Pan przybliżyć nam obszar, na którym się specjalizuje oraz opowiedzieć o najważniejszych tematach, które stanowią przedmiot Pańskich badań?
Gwoli ścisłości, jestem nie tak młodym doktorem habilitowanym, czyli tzw. samodzielnym pracownikiem naukowym (śmiech). Jeśli chodzi o zainteresowania naukowe, moja droga jest złożona. Wybrałem romanistykę ze względu na zainteresowanie literaturą i chęć bycia nauczycielem – jak w „Stowarzyszeniu umarłych poetów” (śmiech). Podczas studiów fascynowały mnie zajęcia stricte językoznawcze. Potem pojawiła się „bardziej miękka” odmiana językoznawstwa, czyli dydaktyka języków obcych. To piękna dziedzina o człowieku i dla człowieka. O relacji. O dialogu. O tym, co między wierszami. W sumie zawsze najbardziej interesowało mnie w życiu to, co dzieje się w relacji.
Mamy na warszawskiej romanistyce zespół wybitnych specjalistów od dydaktyki języków obcych, zajmujemy się różnorodną tematyką: rozwijaniem kompetencji uczenia się (savoir-apprendre), kształceniem przyszłych nauczycieli języków obcych, bardzo złożonymi kwestiami wielokulturowości i różnojęzyczności, kwestiami etycznymi w nauce, miejscem nowych technologii. Ja zajmuję się zagadnieniami psychologicznymi związanymi z nauką języków obcych, czyli – inaczej mówiąc – tym, jak nasze cechy, postawy, przyzwyczajenia, przekonania itd. wpływają na to, jak się uczymy. Główny problem w tym, że część z nich ma charakter nieświadomy.
Muszę powiedzieć, że nie byłem studentem subordynowanym, moja droga nie była prosta (śmiech). Ale muszę też podkreślić, że na mojej ścieżce romanistycznej spotykałem wykładowców, ludzi, którzy umieli mnie zainteresować swoją dziedziną, a zarazem umieli wykorzystać moje zainteresowanie nią. Cały czas pamiętam o ludziach, dzięki którym jestem dzisiaj tutaj.
Na zakończenie pozwolę sobie na komentarz bardziej ogólny. Praca naukowa jest wartościowa i konieczna, żeby świat ewoluował. Ale nie mitologizowałbym jej. Nauka ma służyć ludziom: praktycznie, społecznie, duchowo… Czuję też, że jest ważne, aby naukowiec miał świat równoległy do naukowego – może biegać, oglądać samoloty, kontemplować niebo, czytać inne książki… Ten balans jest bardzo ważny, zwłaszcza w kontekście tak intensywnej pracy mózgu.
Współpracujecie Państwo z wieloma krajami europejskimi, a także z Kanadą i Japonią. Na Uniwersytecie gościliście już wielu znanych i cenionych pisarzy, artystów oraz polityków. Ponadto, organizujecie wspaniałe konferencje i sympozja. Taki obszerny program wymaga ogromnego zaangażowania i solidnej pracy. Chcielibyśmy się dowiedzieć, jak to wszystko wygląda od strony praktycznej. Jak duże zaangażowanie w te inicjatywy przejawiają sami studenci i w jaki sposób Pan ocenia wpływ takich wydarzeń na ich przyszłe życie zawodowe?
Świetnie, cieszę się, że dostrzega Pani naszą aktywność na tym polu. Dbamy również o tę formę otwartości, to znaczy zapraszamy specjalistów z zagranicy, ale i z Polski – sporo jest w naszym kraju świetnych wykładowców! Co dość unikatowe, każdego roku gościmy aż trzech tzw. visiting professors, którzy przez miesiąc pracują z naszymi studentami w ramach różnych zajęć – w tym roku gościliśmy wykładowców z Paryża, Salonik i Saarbrücken. Wkrótce odwiedzi nas visiting professor z Barcelony. Tę konfrontację z różnymi perspektywami cenią nasi studenci. Jest to ważne źródło inspiracji.
Sami również się uczymy! W tym roku zainicjowaliśmy warsztaty dla wykładowców. Współpracujemy na tym polu ze Szkołą Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i UW, co gorąco polecamy Koleżankom i Kolegom z innych jednostek.
Mamy również w Instytucie pracowników i studentów gotowych na szaleństwo, na przełamywanie schematów, mających odwagę do tego, by ryzykować, by podążać za marzeniami czy pozwolić sobie na niekonwencjonalność, na przykład z punktu widzenia zainteresowań naukowych czy przebiegu zajęć. Lubię to nasze romanistyczne połączenie: wartości humanistyczne, dobre i uczciwe meritum oraz przełamywanie schematów. Jesteśmy odważni.